sobota, 17 kwietnia 2021

Krótko o tym, jak ważny jest szacunek.



    Od każdego się go wymaga, niewiele przy tym się go daje z samego siebie. Każdy to zna, prawda?
Ciągle napotykam się na tak znane wszystkim słowa: "Jeśli ty mnie szanujesz, to i ja ciebie", "Na szacunek trzeba sobie zasłużyć", wszystko pięknie, ładnie, wzajemny szacunek super sprawa, tylko pytanie - kto ma kogo zacząć szanować i kiedy w końcu udowodni, że na ten szacunek sobie zasłużył?

Jednocześnie śmieszne i przykre jest to, że ktoś nam nakazuje sobie zasłużyć na szacunek, gdzie według mnie - kwestia szacunku do drugiego człowieka powinna być zarejestrowana na wstępie, i sam fakt tego, że ktoś ma się z góry za kogoś lepszego, kto śmie nakazać udowadnianie, że zasługujesz na coś, tu w przykładzie - na szacunek - świadczy jedynie o kulturze, bo szacunek, bez względu na wyznanie, pogląd, wiek - każdy powinien mieć taki sam i nikt nie powinien udowadniać, że na niego zasługuje. 
Przecież kiedy spotykamy całkiem obcą osobę to nie możemy z góry założyć kim jest i że jest gorsza. Zatem dlaczego jest tylu śmiałków, którzy uważają, że pozjadali wszystkie rozumy świata i należy im się chwała i cześć, podczas kiedy takie zachowanie jest godne pożałowania i sami o sobie świadczą. 
No i druga sprawa - gdzie jest ten niby limit? hmm?? Coś mi się wydaje, że nigdzie, a ktoś kto jedynie ma urojone wymagania, to żeby skały srały, to i tak nigdy nie będą zaspokojone, za to oni sami mają się za władców pokornych niewolników. Jest to relacja wręcz chora i z takiej jak najszybciej trzeba zwiewać.

Pragnę tu zaznaczyć kilka przykładów z życia, które każdy prawdopodobnie przerobił na własnej skórze, bądź się spotkał w bliskim otoczeniu.

1) Różnica pokoleniowa.
Od małego się nam wmawia, że starszych trzeba szanować, a dzieci i ryby głosu nie mają, choć często jest tak, że młodsi może mają już inną wiedzę, inne doświadczenia. Należy pamiętać, że każdy ma taką wiedzę, którą gromadził przez SWOJE życie, a nie przez życie osoby nawet i bliskiej. Rodzice i dziadkowie wychowywali się w zupełnie innych czasach, gdzie wielu nowości nie było, mają własne teorie. Kto nigdy nie słyszał tekstu w stylu "bo młodzi teraz są tacy i tacy..", zabawnie, że działa to i  w drugą stronę "bo starsi to są tacy i owacy.." - i tak można się przekrzykiwać bez liku jacy młodzi są cwani, a starsi ograniczeni. Ile konfliktów to powoduje. "Bo kiedyś..". Tak tak, kiedyś to były czasy, a teraz to nie ma czasów!
Należy chyba pamiętać o jednym - czasy się zmieniają, ale ludzie nie. Kiedyś może i faktycznie młody by się bał powiedzieć co sądzi, bo od razu dostałby mokrą szmatą w dupę i taki schemat później wprowadziłby do swojej przyszłej rodziny, a tymczasem można zauważyć, że ignorowane dziecko, później oddala się w okresie dojrzewania, nie tylko dlatego, że rodzice są "obciachowi", ale też dlatego, że rodzice nie słuchali jego. Z drugiej strony starsi ludzie mają życiową mądrość i głupotą jest ignorowanie ich głosu. Wniosek? Należy się niezwłocznie uczyć słuchać, rozmawiać, rozmawiać, jeszcze raz rozmawiać i szanować siebie wzajemnie bez względu na wiek.

2) Różnice poglądowe.
Fajnie jest kiedy mamy wspólne tematy i poglądy z tymi, których lubimy, czy z rodziną. Zaostrza się kiedy jest odwrotnie. Chciałabym poruszyć temat tak bardzo popularnej tolerancji.
Choć w ostatnich miesiącach wręcz brzydzi mnie to słowo.
Króciutko.
Dlaczego jednocześnie krzyczy się o tej rzekomej tolerancji, wylewając wiadra pomyj bez jakiegokolwiek powodu i urazu (bo większość nie zdaje sobie sprawy nawet z tego co robi, robi dla mody, szpanu, zabawy, a ktoś kto może mieć uraz to do pojedynczej osoby, a nie do całej społeczności), i tym samym wymagają szacunku i tolerancji dla siebie, a przy tym dewastując, niszcząc, obrażając, profanując świętości drugiej strony? Bardzo piękny przykład dają od siebie.
Dlaczego wyzywają od ciemnogrodu, płaskoziemców, bo ktoś po prostu WIERZY. Gdzie się podziała ta ich postępowość, to ich oświecenie, gdzie ta tolerancja, o którą tak krzyczą? Widać najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy z tematem najmniej wspólnego mają.
Po co wylewać tyle jadu na siebie nawzajem, złorzeczyć, kiedy można żyć obok siebie w zgodzie? Dla wszystkich miejsce się znajdzie.
Tymczasem gdzie by się nie ruszyć jest jedno wielkie skakanie do gardeł, wyśmiewanie, wyzywanie, wsypywanie do jednego wora, ocenianie "ty to na pewno".. i tak dalej, i tak dalej. Nie można po prostu rzec "aha, fajnie", uszanować, że ktoś myśli inaczej i iść dalej?  Można, ale po co, kiedy tym samym można dać o sobie świadectwo jakże wielkiej kultury. (sarkazm)

3) Różnice dyskusyjne.
Przybliżę tutaj środowisko grup społecznych. Weźmy dla przykładu grupy miłośników psów, żeby było ciekawiej - jakiejś konkretnej rasy np. owczarka niemieckiego, husky, wyżła weimarskiego, yorka itd.
Zawsze uważałam, ze fanatyzm w żadnej dziedzinie nie jest dobry, z całego serducha rozumiem miłośników psów, danej rasy, sama jestem miłośniczką czworonogów, ale nie umknęło mojej uwadze, że istnieje coś w rodzaju wyścigu - kto ma lepszą karmę, kto ma lepsze szelki, kto lepsze warunki, kto lepsze metody, lepsze papiery. Zdarza się, że przychodzi nowator i pyta o poradę, bo uwaga! - SKĄD MOŻE WIEDZIEĆ O WIELU RZECZACH SKORO JEST NOWY? No wow. A z czym się spotyka? Z falą hejtu, że to nie tak, tamto nie tak, to źle, tamto. Moi drodzy - z takimi "radami" ten człowiek ucieka szybciej niż przybył, boi się zapytać o cokolwiek, odezwać się, bo się sami "znawcy" wypowiadają jakim to złym jest właścicielem! Wręcz niektórzy próbują wymusić odpowiedzi skąd, jak gdzie, po co? Takim tokiem rozumowania nikt nie może mieć psa! Ja rozumiem, ze nie wszyscy na psa zasługują, ale czy ktoś kto ma gdzieś pupila pyta kogokolwiek o rady, a tym bardziej na forum miłośników zwierząt? 
Ergo ani to porady, ani to tytułowani behawioryści, człowiek nadal jest w punkcie wyjścia bez odpowiedzi, tylko podnosi mu ciśnienie, bo szukał pomocy, a znalazł obelgi i oskarżenia.
Zamiast cieszyć się, że ktoś szuka odpowiedzi, pomóc, wesprzeć, doradzić, że pies ma dobrze, bo właściciel tym właśnie pytaniem pełnym wątpliwości pokazuje, że zależy mu na dobru zwierzęcia, nie olewa systemu, spotyka się właśnie z taką odpowiedzią ludzi "dorosłych". Oczywiście nie wszystkich, ale takie zjawisko zauważyć można. 
Zaznaczę dodatkowo, że często jest to JEDNO zdjęcie, post, pytanie, prośba o opinię, gdzie oceniający nie mają pojęcia i wglądu w całokształt, każdy pies jak i człowiek jest inny, to co sprawdzi się u 10-ciu, to u 11-ego niekoniecznie. A w kwestii komentarzy należałoby wziąć w ręce popcorn i zajadać, kwas należy wycisnąć z tych komentarzy. 

I gdzie jest ten szacunek, którego wszyscy wymagają?
Ja już nie mówię o miłowaniu, czy bardziej hardcorowo - o miłowaniu nieprzyjaciela, ale o zwykłym szacunku.
Więc może zamiast grzebać w sumieniach innych ludzi, powinniśmy zrobić swój własny rachunek zachowania?